sobota, 10 października 2020

Sprinterska siódemka

 



Bieg na 7 km w terenie? Dlaczego nie? To nie to samo co ultra czy inne mega dystanse, które połykam na śniadanie a czasem na kolację a rzadko po północy. Tak więc udałem się do miejscowości Długie niedaleko Jedlicza na sprinterską „siódemkę” (2x3,5km)

 

Tamtejsze ścieżki są mi znane z wyścigów w kolarstwie górskim więc wiem czego się spodziewać. Wiem, że będzie mocny wpierdziel. Wcześniej przeglądnąłem listę startową i prawie nikogo nie znam, więc nie będę kalkulował kto co może. Chociaż wiem że na starcie będę wzrokiem „wyhaczał” potencjalnych zwycięzców. I tak też się stało. Stojąc sam, zamaskowany, z ukrycia typowałem i powiem że tym razem mógłbym zagrać w totka J. Oczywiście taktyka taka, że od startu ogień. Niestety po 100m okazuje się że kilku przeciwników ma podwójny ogień i już są 17 kroków przede mną. No cóż? Może dziesiątka open będzie? A może i nie? Początek lekko pod górę a ja już nie mam siły, tempo za mocne. Czołówka znika gdzieś za zakrętem, ilu Ich było? Nie pamiętam. Ważne aby się skupić na równym tempie, co czynie. Czuję jednak że ciągnę grupę biegaczy, widocznie jestem tak szeroki w barach, ze robie za sobą tunel powietrzny i reszta ma lżej. A tu niespodzianka. Zostaję wyprzedzony przez jedną z Pań, która niestety na błotnistych odcinkach tańczy jak szalona (nie, to nie ruda Czadomana). 

Pierwszy krótki zbieg i przebiegam obok tańczącej Niewiasty. Tutaj zaczynam myśleć jeszcze o skręconej kostce na Beskidniku – przecież musi być jakaś wymówka dlaczego tak słabo, dlaczego wymiękłęm, dlaczego mnie wszyscy byli przede mną. Tak więc każdy krok stawiam ze zdwojoną ostrożnością, tak aby jednak doczłapać do mety. Kolejny podbieg, tym razem stromszy. Oglądam się za siebie. Widzę cztery Panie biegnące za mną …. Zaczynam się bać. Ja sam a One cztery 😝.  Co tu wykombinować aby Im uciec? Kolejny podbieg. Delikatnie mówiąc zostaje zmiażdżony przez jedną z nich, która przechodzi koło mnie jak koło przysłowiowej fury z gnojem.  Zaczyna się zbieg i cytując klasyka „ja na zbiegu odpoczywam”, zastanawiam się jak klasyk K….A to robi?? Za cholerę nie odpoczywam na zbiegu a wręcz męczę się tak samo. Kończy się pierwsze okrążenie. Marzę aby to było już drugie, lecz niestety męczarni ciąg dalszy.  Dziewczyny wciąż mnie gonią, na podbiegu znów zostaje prześcignięty przez przedstawicielkę płci pięknej, która się ślizga, lecz kolejny raz przed zbiegiem ja Ją przeganiam i postanawiam już nie dać się więcej zdominować, aby zachować tradycję i dać się pokonać tylko jednej Kobiecie. Ostatni podbieg, którego nachylenie miejscami przekracza 35%. Wyprzedza mnie druga z dziewczyn. Zaczynam podglądać Jej technikę. Przechodzi do marszu, wiec ja to również czynię. Pomyślałem że potrenuje chodzenie, zamiast biegania. I tutaj o dziwo udaje się objąć prowadzenie przed zbiegiem, którego mam zamiar już nie oddać do samej mety. 

Przecież to zrozumiałe, że jestem cięższy więc jak się rozpędzę to z górki żadna niewiasta nie wyprzedzi. A jeśli wyprzedzi, to powiem że mnie boli kostka i że nie dam rady. Akurat franca o dziwo nie chce boleć więc nie będzie wymówki. Zbliżam się do mety. Widać już znajome kapelutki kibiców. Miałem spokojnie dobiec do mety ale trzeba było się polansować czy też popisać i zrobić „sprinta” na sam koniec. To też się udało, gdyż dotarłem na kreskę bardziej zmęczony niż po Łemko 150 ….. a nie sorry tego jeszcze chyba nie biegłem, w końcu przecież ja nie biegam. ;)

Teraz troche danych. Dystans biegu to 6,6 km przy 273m przewyższenia. Trasę pokonałem w 34min 37 sekund, zajmując 9 miejsce open i 8 wśród mężczyzn. Nie będę pisał jaki czas miał zwycięzca ponieważ nie doznałem kontuzji aby była jakaś wymówka, że aż tyle mi dołożył. ;)


Zobacz w aplikacji STRAVA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz