sobota, 5 października 2019

Run & Roll



Szybka piątka asfaltowa. Dawno nie dreptałem w biegach asfaltowych, wiec w końcu trzeba było spróbować, a może "przepalić" nogę, która boli od zeszłego tygodnia. Tym razem bieg na miejscu na który można spokojnie przybiec, w ramach rozgrzewki. Z racji tego, iż przecież ja nie biegam, na miejsce startu dotarłem autobusem.
W jakim celu wystartowałem? A w takim aby wybiegać sobie mikrofalówkę. Po co mi ona? No jak po co? Będę miał dwie i będę szybciej mógł coś ugotować. W jednej ziemniaki w drugiej kotleta a w trzeciej naleśnika .... a nie trzeciej mikrofali jeszcze nie wybiegałem. 

Zacznę od początku jednak. W końcu pogoda dla biegaczy, czyli zimno i mokro, wiec nareszcie się nie będzie kurzyło. Wyjątkowo szybka rozgrzewka i ustawiam się na linii. Przez pół godziny kombinuje jak tu ustawić się w pierwszej linii, sekundę przed startem udaje się wcisnąć "na Świerca".

Tym razem pistolet wystrzelił i lecimy, a raczej płyniemy. Od startu na prowadzenie wyszło "dwóch młodych" i ja, stary dziadek. Młodzi i gniewni jednak zapodali takie tempo, że po ok 300 metrach wymiękłem i zwolniłem. Za plecami słyszę tuptanie innych zawodników. Piętają mi po deptach, ale mam kilka metrów przewagi. I tak sobie biegnę, młodzieniaszki na czele coraz bardziej uciekają. Do Nich nie ma podejścia. Ale zamiast myśleć o poprawieniu miejsca muszę się skupić na tyłach aby nikt mnie od zaplecza nie wy ...... przedził. Czasem na zakrętach widzę kto jest za mną. Troszkę się tam miesza aż w końcu układa się jak powinno lub jak nie powinno. Nie ważne. Ważne, że lekko powiększyłem przewagę. Co chwilę patrzę na zegarek i trzymam zaskakujące dobre tempo, poniżej 4 min/km. Sam Usain Bolt by się nie powstydził. Z upływem metrów moje tętno ciągle rośnie, dobrze że to tylko 5 km, gdyż na 10 km osiągnałbym rezultat powyżej 220 hr. Do mety już niedaleko, utrzymuje trzecie miejsce i raczej nikt mi go nie zabierze. Lekko, ale naprawdę lekko staram się zwiększyć tempo. Dystans 5 km już za mną, do mety około 300m. Nie stać mnie na sprinterski finisz, zwyczajnie nie umiem już przyspieszyć, tak porządnie dorzucić do pieca. Wiec docieram do mety, słysząc między szumem deszczu jak spiker myli moje imię i jestem teraz Piotrem (moim synem), czyli znów młody - dziękuje. Jest upragniona kreska. Miejsce moje od startu to samo - trzecie open i ..... liczę na wygraną w kategorii. Jednak jak się później okazało startowałem w kategorii 20-39 - czyli byłem najstarszym dziadkiem i jeden z "młodzieniaszków" był w mojej kategorii. 


Wiec jest drugie w kategorii i trzecie open. Udało się ukończyć poniżej 20 minut i wybiegać życiówkę na 5 km. 18:56 to przyzwoity wynik jak na nie biegacza. Chyba zacznę stosować zasadę, że najlepsza metoda treningowa to metoda startowa. Start co tydzień i nie trzeba trenować więcej. A i można wygrać mikrofalówkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz