poniedziałek, 25 października 2021

Łemko 30 po raz drugi

  Po sukcesie na Beskidniku, stwierdziłem, że nie musze nic trenować gdyż jestem w takiej formie, że  zwyciestwo na na Łemko 30km to czytsta formalność. Ba,  nawet na innych dystansach w tym biegu. Ale aby nie psuć ultrasom planów i zabierać podium, wybrałem najkrótszy dystans tego dnia. 


     No i to by było na tyle z poważnych tematów i na tym zakończę ten wpis ...... Albo nie, teraz przejdzmy do śmieszków i żartów.

    Przygotowanie do ŁUT30 zacząłem od romantycznej kolacji, w ekskluzywnej restauracji z siwym panem w logo, lub jak kto woli "Kentaki Frajd Cziken". 

  

 
Po tamtejszym nawodnieniu i najedzeniu do syta mogłem śmiało przystąpić do ustawienia sie na lini startu w Puławach Górnych. Ciepła nie ma ale biegne na krótko tylko z rękawkami. Nie ma co przesadzac z kurtkami czy tez chustami na głowie, przeciez za raz będzie gorąco. Standardowe ustawienie w pierwszej lini i mozna zaczac odliczanie. No i lecimy. Od razu wyskakuje do przodu i biegnę pierwszy, trzymająć moje tempo podbiegowe. Po ok 200m juz mnie ktos wyprzedza robiąc przewage na kilkanaście metrów. Po chwili dogania mnie peleton kilku zawodników i zostaję wchłonięty. Zostaje również  wyprzedzony przez jedną kobietę, ktora Swoim zamaszystym krokiem dośc szybko zaczyna mi uciekać. Mija pierwszy kilometr, konczy sie asfalt, zaczyna szuter. Juz zaczynam liczyć który jestem - tak wiem troche za wczesnie ale czyms trzeba zająć głowę. 8 miejsce, nie jest źle, widząc przy tym co konkurencja robi i jak szybko goni. 



    W tym momencie poczułem cos jakby zderzenie ze ścianą. Tak jak by ktoś mnie pociągnął za plecak, dorzucił do niego 10 kg i kazał biec dalej. W tej chwili wyprzedziło mnie kilka osób, spadłem gdzieś w okolice 14 miejsca. No nic, próbuję gonić tak jak się da najmocniej. Wciąż nie wychodzi to co powinno. Czołowka juz dawno zniknęła w lesie. Mowi sie trudno. Założenia przedstartowe sie oddalają. Plan był taki, że mam poprawić czas i miejsce z Łemko30 z 2019 roku. Wciąż biegnie się ciężko, nikt juz mnie nie wyprzedza, przede mną widzę tylko pierwszą panią. ktora trzyma rowne i mocne tempo i jakiegoś mężczyznę. Zbliża się piąty kilometr trasy, oglądam się za siebie (tak wiem, że nie powinienem) i widzę dwie osoby blisko za mną, ale pocieszające jest to, że zmniejszam stratę do prowadzącej pani. Po chwili udaje się ją wyprzedzić i lekko podkręcić tempo na zbiegu. Niestety zbiegi też nie wychodzą jak powinny. Czegos brakuje, lub wciąż odczuwam dodatkowy balast w plecaku.



 W końcu wybiegam z lasu, aby zobaczyć szczyt Tokarni, najbardziej charakterystycznej górki na tym biegu. Tutaj w odkrytym terenie widać chyba początek wyścigu. Tak - widzę ich ale są daleko. Biegnę swoje, ale raczej cudze, gdyż nie jest to moje tempo. Przed szczytem ogladam sie kolejny raz, widzę dwóch zawodników, którzy podbiegają szybciej i zmniejszają stratę do mnie. Jest szczyt, nie dopadli mnie. Myślę że na zbiegu, który znam dość dobrze, uda się uciec. Staram sie przyspieszyć, chyba się udaje, chociaż wiem że kiedyś potrafiłem szybciej zbiegać. Konkurencja zostaje z tyłu, nie widać nikogusieńko za mna. Skupiam sie na postaci przede mną, która jest coraz większa, czyli zbiega wolniej. W połowie zbiegu słyszę okrzyki wesołego jasielskiego klubu kibica, co oznacza że jestem w połowie wyścigu w Przybyszowie. Dostaję informację, że jestem jedenasty. Jestem tym zniesmaczony, gdyż ta pozycja jest tą samą co dwa lata temu. Nie korzystam z bufetu czy też uzupełnienia wody tylko myślę o tym aby spróbować przyspieszyć i gonić chłopaków z przodu. 

Zaczyna sie ponad trzykilometrowy podbieg. Biegnę cały czas, zawodnik przede mną zaczyna przechodzić do marszu. Jak to tak, myślę sobie. Dziesiąty zawodnik i idzie? Nie biegnie? W połowie górki udaje się Go wyprzedzić i zostawić z tyłu. Dość szybko znów zostaję sam. Coś czuję, że balast w plecaku zaczyna się zmniejszać i jest lżej. Kroki też jakby były lżejsze. Pomiędzy drzewami dostrzegam dwie kolejne postacie, które również przechodzą do marszu na stromszych podbiegach. Myślę sobie "a spacerujcie chłopcy, spacerujcie, ja biegnę" 😏 Powolutku zaczynam zmniejszać stratę i tuż przed Wachlowskim Wierchem wyprzedzam obydwu by na szczycie mieć już dużą przewagę. Od tego miejsca trasa już w większej części bedzie w dół lub prosta z niewielkimi hopkami. A szkoda, bo wiem że mogę stracić. Wolałbym jeszcze jakiś długi podbieg. Żałuję że sie nie zapisałem na inny dystans, tam by było ich więcej. Ten odcinek bardzo się ciągnie. Slalomy między drzewami, wieczne błoto. Znam to z wyścigów rowerowych, nie raz tu byłem i zawsze narzekałem, więc i teraz nie moze być inaczej. Ale trzeba to przeżyć, trasa jest identyczna dla każdego więc niech inni też ponarzekają. I tak narzekając sobie wewnątrz siebie patrząc na zegarek, odliczam kilometry do mety i przeliczam szacunkowy czas przybycia. Jest cień szansy na poprawę, niewielką ale zawsze coś. Ostatni stromy zbieg "nie wchodzi", tempo beznadziejne. 

Dobiegam do asfaltu, obiecuje sobie ze tu pociągnę mocniej. Przy wbiegu na głowną drogę, zostaje okrzyczany przez obsługę, że wbiegam wprost pod samochód. Myślę sobie, że przecież wiem że jest tu droga i za raz skręcam ostro i nie zmieniając tempa biegnę poboczem. Samochód wyprzedza mnie w bezpieczniej odległości. Jeszcze trzeźwe myślenie jest, w końcu to dopiero 27 kilometr. Do mety zostało 1400 metrów. Próbuje podkręcić tempo, pomimo iż jest kilometr pod górę, udaje się wykręcić średnie tempo ok 4:40 (na tym kilometrze). Skręcam w lewo w strone mety, ostatnie 300 metrów pokonuje w miare szybko i bezpiecznie. Z tyłu chłopaki są daleko. Na mecie wita mnie okrzykami jasielski klub kibica oraz speaker, który jak zawsze ma kilka pytań, na które nie potrafię odpowiedzieć, gdyż moje mysli są całkiem gdzie indziej.

Bieg kończę na 7 miejscu (na 282 osoby) z czasem 2:31:43, czyli lepszym o ponad 5 minut od mojego poprzedniego na tej trasie. Plan wykonany. A wszystkim tym co mi mówili że będzie podium, odpowiadam krótko: Tak było podium, nawet widziałem gdzie stało :)

Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło i poręczy ;)


Zobacz bieg na stravie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz